Wojna w blasku dnia, Księga I.

Autor: Peter V. Brett
Tytuł: Wojna W Blasku Dnia, Księga I
Tytuł oryginalny: The Daylight War
Ilość stron: 677

Serię Peter'a V. Brett'a wprost uwielbiam i jak tylko mogę to zaopatrzę się w jego najnowsze książki. Wojna w blasku dnia Księga I to już piąta, a tak właściwie połowa 3 części Demonicznego cyklu, czyli historii, w której za dnia funkcjonują ludzie lecz noc należy do tzw Otchłańców. Jak zwykle autor pokazuje nam swoje wspaniałe umiejętności pisarskie i bujną wyobraźnię. Już po okładce można domyślić się, że dużo nowego dowiemy się o Ineverze i jej roli w tej historii, chociaż inni bohaterowie również się tu pojawią. Zacznijmy jednakże od początku.

 Autor w tej części po prostu rozwala system jeśli mogę tak to ująć. To co się tu dzieje, w jaki sposób i kto jest głównym bohaterem to po prostu się nie mieści w głowie.  Według poprzednich części do Inevery miałam nieco obojętny stosunek. Nie przeszkadzała mi ona, ale też jej nie uwielbiałam. Po tym co się dowiedziałam z tej części mój stosunek do niej znacznie się polepszył. Jej historia opisana od 9letniej dziewczynki po 42letnią kobietę (tak specjalnie wyliczyłam ile ma lat) daje dużo do myślenia. Pokazuje również jak nienawiść innych może wzmocnić człowieka i sprawić, że przy odrobinie dobrych umiejętności oraz rozumu w głowie człowiek może mieć u swych stóp cały świat. Bardzo podobało mi się zdanie wypowiedziane do Inevery przez jej matkę a mianowicie brzmiało ono mniej więcej tak "Potulnie czekaj a potem wpuść szczury do ich miejsca". Niestety, aby nie pokazać ją do końca jako ideał trzeba było wplątać tu Ahmanna. Trzeba więc pamiętać, że gdzie zaczynają się stosunki damsko-męskie kończy się logika, a zaczyna płacz i intrygi.
Leesha obojętnie co zrobi pozostanie moją ulubienicą. Nawet pomimo tego co jej się przydarzyło próbuje znaleźć jak najlepsze rozwiązanie a nie jak najszybsze. Nawet mimo wielu ran zadanych jej przez bliskich nadal jest w stanie ich wysłuchać jeśli tylko mają rację i zastosować się do ich rad. Żal mi tego co się stało oraz w jakiej sytuacji się znalazła, mam tu głównie na myśli Rojera i Arlena. Mam nadzieję że wszystko jej się ułoży.
Kolejny Rojer. 18 lat, a mimo to łeb ma karku. Nie da sobie wmówić co powinien zrobić i wykonuje wszystko według własnego rozsądku. Mimo iż nie jest taki silny udowodnił, że nie da się nim pomiatać i posiada moc o wiele większą niż banda chłoptasiów z włóczniami. Szczerze życzę mu, aby miał jak najlepsze chwile z osobami, które pojawiły się w tej części obok niego, ale aby nie zapominał o starych przyjaciołach.
Arlen... Oh Arlen, Arlen. Czytając o nim coraz częściej zaczynałam zastanawiać się czy ja czytam o tym samym człowieku, do którego się przyzwyczaiłam czy ktoś po prostu uderzył go patelnią w twarz i mu się coś w główce poprzewracało. Kompletnie nie podoba mi się to że trzyma obok siebie Rennę i mówi jej nawet więcej niż Leeshy. Na zawsze pozostanę w teamie Arlen-Leesha i nawet Otchłańce tego nie zmienią! Na szczęście jego postawa wobec pojawiających się książąt i książątek jest taka sama i nie da sobą sterować. Chociaż w tym przypadku nadal mogę podziwiać mojego starego Arlena.
Na końcu przechodzimy do Renny. Ta dziewczyna po prostu irytuje mnie gorzej niż jakakolwiek inna postać. Chce pokazać jak to jej nie skrzywdzono (tak wiem, że bardzo ją skrzywdzono, ale nie daje jej to prawa do takiego zachowywania się) i jaka to ona teraz silna nie jest. Skoro chce być przez innych poważana i żeby inni dobrze się wobec niej zachowywali niech najpierw zacznie od siebie. Jedyne co na razie pokazuje na łamach tej książki to gołe ciało i to jak za pomocą agresji radzić sobie z każdą niewłaściwą wzmianką o niej. Szczególnie irytujące jej dla mnie jej zachowanie wobec Arlena i to, że nikt jakakolwiek inna dziewczyna śmie się do niego odezwać. Przecież to jest karygodne jak w ogóle one śmią nieprawdaż? Dodatkowy fakt co ona zrobiła po wyjawieniu jej sekretu skąd Arlen ma tyle siły, aby stać się jak najsilniejsza sprawia, że jedyne co chce jej zrobić to przywalić patelnią. Na prawdę gdy tylko widzę jej imię i sytuację, w której w końcu może zginąć mam wielką nadzieję, że to się stanie, ale niestety nie. Ktoś w końcu i tak ją ratuje, albo ma ona zbyt wielkie szczęście. Autorze dlaczego musiałeś ją tutaj umieścić. Ten cykl wystarczająco dawała sobie radę bez tej osoby...
Koniec książki zaskoczył mnie tak bardzo, że nie mogłam oderwać się aż jej nie skończę. Udało mi się spojrzeć na Gareda w innym nieco świetle i nawet znaleźć promyk nadziei na polubienie tej postaci (ale, że zaczęłam już kolejną część to ten promyk szybko zgasł...) mimo tego co zrobił. Elona z kolei jest dla mnie może nie osobą, którą wypadałoby naśladować, ale jej dążenie do celu, rozum i sztuka przejrzenia ludzi jest czymś czym niewielu może się poszczycić. Jak na ponad 650 stron ani razu nie poczułam się znudzona, a każdą następną część przewracałam z coraz to większą chęcią. Jedynym minusem jest to, że w pewnym momencie zamieniło się to w taką jakby małą telenowelę co nie jest zbyt dobrą rzeczą jak na tą tematykę i to co się w niej dzieję.
Pomimo tego że demoniczny cykl nie jest aż tak popularną serią jak Harry Potter czy Gra o tron to nie żałuję, że parę lat temu kupiłam pierwszą część. Bardzo nie lubię długich serii ponieważ gdy chcę je wszystkie skompletować to mijają wieki zanim to mi się uda. Na ten cykl jednak nie szkoda mi aż tak pieniędzy bo radość z czytania jest wprost nie do porównania. Zachęcam każdego, kto jeszcze nie zna książek pana Brett'a, do przeczytania ich i znalezienia się w tym wspaniałym świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz