Dziedzictwo ognia - Sarah J. Maas ... Czyli co mi zrobiło PUFFF z mózgu

Dziedzictwo ognia - Sarah J. Maas"- Już cię nie ugryzę - rzekł [...]
- Nawet jeśli to jedyny sposób, by <blablabla>?
- Nie wolno gryźć kobiet innych mężczyzn." 

Tytuł: Dziedzictwo ognia
Tytuł oryginalny: Heir of fire
Autor: Sarah J. Maas
Ilość stron: 654

Dziś bez wstępu bo nie byłby on zbyt sensowny jeśli nie czytało się dwóch poprzednich części. Obiecuję zaś, że recenzja będzie bez spoilerów, a za wszelkie malutkie fragmenty, które się tam gdzieś wymknęły bardzo przepraszam.


Właśnie siedzę po skończonej lekturze. Książka wciąż przede mną leży, a zaznaczone co lepsze fragmenty proszą, aby do nich jeszcze raz powrócić. Co więcej jeden z moich ulubionych dialogów macie powyżej. Niby nic takiego, ale gdy się zapozna z całym tekstem to aż śmiech wydobywa się z ust. Już czuję zbliżającego się kaca książkowego, chociaż aktualnie mam pustkę w głowie. To co się tu zdarzyło robi z mózgu PUFFF i skazuje czytelnika na nieustanny głód przed kolejną częścią, która nie wiadomo kiedy zostanie wydana. To niesprawiedliwe <jęczy>.

Nie mam co się zachwycać nad tym jak Dziedzictwo ognia jest napisane bo o tym możecie przeczytać sobie w recenzjach dwóch poprzednich książek. Mogę jedynie dodać że ta część jest jeszcze lepsza i to co autorka tutaj robi nie tylko z bohaterami, ale i z czytelnikiem jest po prostu nie z tej ziemi.
Skupię się więc bardziej na historii. Poznajemy dalsze losy bohaterów, ale z punktu widzenia trzech osób. Oczywiście Celaeny, Doriana i Chaola. Tak, aby czytelnik miał świadomość co dzieje się w umysłach i życiu każdego z nich gdy nie przebywają w swoim otoczeniu. Z 654 stronami można zrobić bardzo wiele, ale jednocześnie można łatwo je zmarnować. Tu działo się tyle, że nie łatwo to wszystko pojąć. Żadna kartka nie została zmarnowana, a czytelnicy dowiedzieć mogli się o bardzo nurtujących sprawach. Najbardziej chyba cieszyło mnie z tego opowiedzenie historii sprzed 10 lat. Jak ośmioletnia dziewczynka została osierocona i w jaki sposób uratowana. Co wiązało się ze śmiercią jej rodziców i jaki wpływ miał ten fakt na dalsze losy zabójczyni. Również zarys tego jak potraktowany został Sam. Dla bardziej niebezpiecznego wizerunku wplecione zostały obrazy wojny, zabójstw, krwi. Nie obyło się też z pokazaniem jak traktuje się społeczeństwo wykonujące na pozór niewinne gesty. Mamy tu też świetnie pokazaną przeszłość Terrasenu i innych podbitych królestw i panującej tam arystokracji. Wpleciono też nowy wątek dotyczący czarownic zamieszkujących Erileę i ich roli w nadchodzącej wojnie. Bardzo dobry wybór i jakże, co oczywiste, wybornie napisany.

Ostatnie 100-200 stron było cudowne. Każdy z naszych, można powiedzieć głównych, bohaterów w końcu zdecydował, po której stronie konfliktu chce stanąć. Cieszę się jakich wyborów dokonali chociaż pod pewnymi względami jestem lekko zaniepokojona jak może się to skończyć. O ile zachowanie Doriana i Chaola mnie nie irytowało o tyle do Cealeny straciłam nieco sympatii. Sarah J. Maas za bardzo poleciała tu w stronę MarySue. Niby dziewczyna chciała walczyć, niby nie chciała ale prawie przez większość czasu tak bardzo użalała się nad sobą, że wcale nie miałam za złe Rowanowi praktyk jakie na niej stosował.

Rowan, tak. Jak można było przypuszczać na naszej trójce się nie kończy. Poznajemy tu czwórkę dość znaczących osób. Wspomniany już Rowan - książę Fae, na którego chyba wymieniłam team no ale no... Jak niektórzy z was przeczytają to zrozumieją moją decyzję. Następny jest Aedion - kuzyn księżniczki Terrasenu, Aelin. Ni to grzeje ni ziębi. Na pewno jest ważną postacią, ale był zbyt bezpłciowy bym zwróciła na niego jakąś większą uwagę. Kolejna jest Sorcha - och jak ta dziewczyna mnie irytowała. Miała w sobie typowe cechy skamlącej dziewczyny, miałam ochotę rozszarpać ją na strzępy, ale nawet gdybym mogła to bym tego nie zrobiła. Powód jest prosty, była bardziej denerwująca niż Celaena więc całą złość na zabójczynie znikała, gdy tylko pojawiała się uzdrowicielka. (Wiem, że teraz pewno mnie dużo osób za to znielubi, ale ta dziewczyna to naprawdę nie mój typ). Na ostatku mamy Manon - znakomicie wykreowana postać, a raczej wiedźma. Swą postawą pokazuje jak została wychowana i chociaż nie jest ona dobrym bohaterem to nie czuje się do niej, aż takiej nienawiści. Raczej powiedziałabym, że dalsze jej losy ciekawią i chce się wiedzieć jaką dziewczyna wybierze drogę.
Oczywiście na nich nie kończą się nowi i starzy bohaterowie, ale to ci wymienieni najbardziej przykuwali uwagę.

Dziedzictwo ognia nie ma w sobie już tak przyjaznego i radosnego toku wydarzeń jak w poprzednich częściach, ale i tu były fragmenty przywołujące uśmiech na twarzy. Humor czyli wszelkie dziwne i nie na miejscu teksty zawdzięczamy oczywiście Celaenie. Tylko ona potrafi groźnego Fae, żyjącego paręset lat od niej więcej nazwać per "kociaczek". To było piękne.
Co nie zdarzyło się w poprzednich częściach, ale tu już tak były wzruszające momenty. Co najmniej dwa razy pojawiły się szklanki w moich oczach tylko po to by cały smutek zmienił się w szok. Autorka gra na uczuciach czytelnika znakomicie i nie pozwala by choć na dłuższą chwilę towarzyszyło mu to samo uczucie.

Jak już wspomniałam mam dylemat czy nadal być w teamie Chaol i nie zmienić go na team Rowan. Fae zaskarbił sobie moje uwielbienie nie wyglądem czy swoją siłą, ale swoim zachowaniem. Gdy w jego towarzystwie słabsi są w niebezpieczeństwie, coś im dolega lub inny tego typu stan Rowan zmienia się w prawdziwego mężczyznę. I powtarzam nie jest to kwestia wyglądu, a zachowania. Pani Maas pokazując jak męska część Fae zachowuje się przy żeńskiej części, tylko jeszcze bardziej zaskarbiła sobie moje serce. Tak więc chyba jestem w team Rowan.

Podsumowując Dziedzictwo ognia oceniam 10/10 bo zasługuje na to całym swoim jestestwem. Sarah J. Maas jest genialną autorką, w której żyłach płynie talent pisarki, a to że ukazał się on w świecie wydawniczym jest prawdziwym błogosławieństwem. Seria nie skupia się tylko i wyłącznie na romansach, których tu nie brakuje, ale na wojnach, morderstwie, zasadzce, polityce. Po prostu na wszystkim co dobra saga powinna zawierać. Z niecierpliwością będę wyczekiwać na kolejną część z nadzieją, że będzie jak najdłuższa, najciekawsza i jeszcze lepsza niż poprzednie. Od razu gdy zobaczę, że pojawiło się na polskim rynku, bo oczywiście na amerykańskim już jest. Teraz patrząc na okładki zagranicą, trochę nie rozumiem, że nie są takie same w Polsce. Oczywiście są w jakimś tak stopniu podobne lecz tamte bardziej przykuwają uwagę. No ale na razie pozostaje mi cieszyć się z wszystkich trzech części, które ślicznie stoją sobie na moich półeczkach (tylko dlaczego 3 tom nie ma świecących czerwonych literek jak dwie poprzednie? : <). Jeszcze raz zachęcam każdego do przeczytania tych książek bo naprawdę warto. Nie pożałujecie i pewnie tak jak ja będziecie sobie wyrzucać czemu wcześniej nie zainteresowaliście się tą historią.

2 komentarze:

  1. I ponownie się Maas pojawia na moim celowniku. Szkoda tylko, że jest rozkalibrowany i ciągle zmienia cele. :P Zwłaszcza moduł połączenia z portfelem należałoby już wymienić, bo źle ocenia potencjał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakiś czas temu przeczytałem Szklany tron i całkowicie przepadłem :) TA KSIĄŻKA JEST GENIALNA <3 Nie wiem, dlaczego wciąż zwlekam z sięgnięciem po kolejne tomy...
    A tak poza tym, to nominowałem Cię do LBA http://mybooktown.blogspot.com/2015/11/liebster-blog-award-3.html

    Pozdrawiam :D
    http://mybooktown.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń