Masakra - Krzysztof Varga


Sztuka rzygania wbrew pozorom jest umiejętnością dość wyrafinowaną, niestety często nie starcza czasu, aby zwymiotować z godnością i elegancją.


Tytuł: Masakra
Autor: Krzysztof Varga
Ilość stron: 544



"Masakra to powieść drogi: drogi przez miasto i drogi przez mękę". Taką informację znajdziemy na odwrocie książki i przyznam szczerze, że była to dosłownie masakra i droga przez mękę. Dla mnie. Podczas jej czytania. Taka, że nie jestem w stanie zdecydować od czego zacząć.



Jest to ponad 500 stron tekstu bez podziału na rozdziały, przy czym przez bite 100 stron (naprawdę) bohater zbiera się do wyjścia z domu... Dialogów niewiele. Słownictwo wyszukane rzekłabym, biorąc pod uwagę, że to opowieść o pijaku, a sam Autor za punkt honoru obrał sobie napisanie jednego zdania w maksymalnej ilości wersów (naliczyłam w pewnym momencie, że jedno zdanie ciągnęło się przez ponad 23 wersy, a potem straciłam rachubę). 

Główny bohater to Stefan Kołtun, wokalista rockowy zespołu, o którym już prawie nikt nie pamięta, a sam Stefan to obraz nędzy i rozpaczy. Budzi się pewnego upalnego dnia w swoim mieszkaniu w Warszawie po dwutygodniowej libacji z wszechogarniającym kacem. A jak to mówią: kac morderca nie ma serca. Nic nie pamięta, rodziny nie ma w pobliżu, pieniędzy nie ma, telefonu nie ma. Zbiera się zatem przez te 100 stron, żeby wyjść z domu w poszukiwaniu zagubionych rzeczy i znajomych, którzy mogliby biednego Stefana poratować telefonem, numerem do ukochanej Zuzanny czy Mariana, piwkiem chociażby, kieliszkiem... 
Naprawdę, z ręką na sercu, usypiałam czytając to i teraz pisząc też mam ochotę zasnąć. Oprócz tego Autor wprowadził mnóstwo dygresji, a nawet miałam wrażenie, że dygresji w dygresje. Od przejścia ulicą zrobić pięciostronnicową nic nie wnoszącą opowiastkę o zainteresowaniach obcych ludzi, którzy chodzą do konkretnych sklepów tej ulicy. Nie. Stanowczo nigdy więcej.

Nie jest to z pewnością książka dla wszystkich, widziałam bowiem, że są osoby nawet nią zachwycone. Mnie jednak nie poruszyła, a wręcz odpychała i żałuję, że była to pierwsza książką tego autora, którą przeczytałam, ponieważ z pewnością bardzo ciężko będzie mi się przekonać do poprzednich, biorąc pod uwagę pozytywne recenzje.

Podsumuję to tak. Wyobraźcie sobie, że idziecie na imprezę i widzicie jak jakiś człowiek schleje się do tego stopnia, że próbuje rozprawiać o tym co się dzieje w Polsce i z Polakami. I taki bełkot przez 500 stron. Tak to widzę. 
Niestety ta historia mnie nie urzekła i nic nie wniosła do mojego życia, a tylko utwierdziła w przekonaniu, że My - Polacy w większości umiemy tylko narzekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz