Łóżko - David Whitehouse

Tytuł: Łóżko
Tytuł oryginału: Bed
Autor: David Whitehouse
Ilość stron: 344
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Pisze ten post drugi raz, ponieważ blog postanowił skasować moje poprzednie wypociny. Z myślą oszczędzenia sobie nerwów postanowiłam na tydzień odłożyć napisanie tego jeszcze raz, ale teraz bardziej mi się nie chce, niż chce. Postaram się to załatwić krótko i treściwie. Zresztą sama nie lubię pisać zbyt rozlazłych tekstów. 

O czym to jest?
Jest to historia pisana i widziana oczami młodszego brata Malcolma Ede, którego imię nie jest ani razu wspominane. O tym, że nieznośny, sprawiający wrażenie niedorozwiniętego Malcolm jest jednak zawsze bardziej lubiany i przystojniejszy,  i w ogóle jest "bardziej" niż swój młodszy brat. W wieku 25 lat postanawia zostać tzw. no-lifem-spaślakiem, twierdząc iż tym zmieni świat, bo rozczarował się dorosłym życiem. Ściąga tym na swoją orbitę całą rodzinę, która się od niego uzależnia. 


Nie do końca wiem, co mam o tej książce myśleć. Pod względem technicznym jest bardzo dobrze napisana, czyta się ją lekko i przyjemnie szybko umyka przy niej czas. Jest mało dialogów, podobnie jak w Masakrze Vargi, jednak umiejętnie napisana sprawia, że nie staje się mordęgą. 
Z drugiej strony ma niby skłaniać do przemyśleń, piszą o niej, że jest mądrą książką, że pokazuje obawy przed jakimi stają młodzi ludzie u progu dorosłości. Ale co może powiedzieć młody człowiek, któremu ledwo na zegarze stuknęło 25 lat, a on twierdzi, że w życiu nic nie osiągnął i nic nie przeżył, i nic już nie zrobi. A ile tak naprawdę przeżył w ciągu tych 25 lat, prócz przejścia z okresu niemowlęcego do człowieka, który ledwo kończy ćwierćwiecze i twierdzi, że dorosłość jest do kitu? Powiem, że trochę się irytowałam postawą tego bohatera (albo antybohatera). W końcu zamiast leżeć i obrastać tłuszczem miał świat do zdobycia, a on uważa, że ratuje swoją rodzinę tym, że ściąga na siebie uwagę całego świata przybierając wagę 630 kg żywego mięsa. Mało tego, zirytowałam się również na ludzi go otaczających. Na brata, który nie skopał mu tyłka, na dokarmiającą matkę i pozwalającego na wszystko ojca i na ukochaną, zapatrzoną w niego Lou.

Bardzo nie lubię, gdy młody człowiek mówi, że jest beznadziejnie, że nic nie osiągnął, że życie jest be. Ma dopiero 20 kilka lat, ledwo wyszedł z pieluch i uważa, że zna życie lepiej niż 90-letnia babcia.
Zdaje się, że trochę odbiegłam od tematu, jednakże ta książka skłoniła mnie do takich właśnie refleksji. Słowem: ruszcie zadki z łóżka, zanim przyjdzie wam obrosnąć tłuszczem, bo świat stoi otworem, a wystarczy odrobina chęci.
A innym słowem: polecam przeczytać :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz